piątek, 13 września 2013

Rozdział dwudziesty [cz. 2]

~~~~~~

Otwarłam oczy czując jak ktoś głaszcze mój policzek. Ujrzałam Nialla z ponurą miną i troską płynącą z oczu. Jego kącik ust uniósł się nieznacznie do góry, kiedy zauważył, że się obudziłam.
-Jak się czujesz ?-zapytał cicho i spokojnie, a ja uniosłam się powoli na łokciach i jęknęłam z bólu czując jak wszystko mnie boli.
-Źle..-spuściłam wzrok i zacisnęłam usta w cienką linijkę czując pulsujący ból w skroni.
-Co się stało ?-zadał mi kolejne pytanie unosząc mój podbródek, abym na niego spojrzała. Zagryzłam lekko drgającą wargę starając się wymyślić cokolwiek. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy.
-Spadłam ze schodów.. A Twój tata pomógł mi się dostać na kanapę.-wyszeptałam czując się okropnie.. Okłamywałam własnego brata. Nic nie powiedział tylko mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w czubek głowy.
-Biedactwo. Co Cię boli ?-zapytał, a ja zastanowiłam się przez moment. Wszystko byłoby zbyt ogólną odpowiedzią.
-Brzuch i twarz..-jęknęłam po czym przycisnęłam policzek do jego torsu. Czułam się bezpieczna w jego obecności. Nie chciałam znowu zostać sam na sam z tym potworem. Zaczęłam płakać.

Dzień później

Otwarłam oczy i rozglądnęłam się w koło. Czułam się zdecydowanie lepiej niż poprzedniego dnia, jednak nadal czułam ból w niektórych miejscach. Podniosłam się na łokciach i zauważyłam coś co mnie zaniepokoiło. Byłam w nieznanym mi pomieszczeniu. Przypuszczam, że jest to sypialnia mamy i.. jej faceta. Wstałam powoli z łóżka i skierowałam się do wyjścia z pokoju. Położyłam dłoń na klamce i nacisnęłam ją po czym pociągnęłam w swoją stronę. Nie stało się zupełnie nic. Zamknięte. Świetnie.. Usiadłam bezradna na podłodze pod ścianą i westchnęłam. Ponownie "rzuciłam okiem" po pokoju.
-Balkon..-wyszeptałam pod nosem. W moim oku pojawił się charakterystyczny błysk. Wpadłam na pewien pomysł. Poderwałam się na równe nogi i podeszłam do szklanych drzwi. Otwarłam je i wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam, że okno tuż obok balkonu należy do pokoju Nialla. Podeszłam do niego i zapukałam mocno. Ku mojemu zdziwieniu okno się otwarło. Uniosłam brew ku górze i zgrabnie wskoczyłam na parapet po czym wlazłam do pokoju. Otrzepałam się i uniosłam wzrok do góry. Brata nie było w pokoju, za to tuż przede mną stał on. Poczułam jak moje ciało ogarnia paraliż. Zacisnęłam palce na dolnej krawędzi koszulki i cofnęłam się w tył. Niestety napotkałam ścianę.
-Chciałaś mi uciec suczko?-zapytał, a ja otwarłam szerzej oczy. Czy ja się czasem nie przesłyszałam ? Chyba nie, ale jednak nadal miałam nadzieje..
-Po co to robisz ? Dlaczego ?-zapytałam, a on zrobił krok w moją stronę i zaśmiał się obrzydliwie.
-Za dużo pytań zadajesz, maleńka.-mruknął rozbawiony. W mgnieniu oka pojawił się tuż obok mnie i przywarł mnie do ściany. Spojrzał w moje oczy, a jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Z rozbawionego na wściekły. -Nie podoba mi się to.-warknął, a ja wzdrygnęłam się. Odsunął się ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem po czym wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyjął z niej jednego, a resztę schował. Wsunął go do ust i podpalił po czym zaciągnął się.
-Jeśli będziesz niegrzeczna, będziesz karana, wiesz ?-powiedział, a ja niepewnie skinęłam głową. Chciałam się bronić, ale nie potrafiłam. Za bardzo się bałam. Nagle podszedł do mnie i mocno chwycił moją rękę po czym zacisnął palce na nadgarstku. Przysunął peta tuż pod moją dłoń po czym dotknął mojej skóry.  Krzyknęłam z bólu, a w moich oczach, oprócz łez, pojawił się ból.
-Krzycz, krzycz. I tak nikogo nie ma w domu.-zaśmiał się, a ja zacisnęłam dłoń w pięść czując zapach spalonej skóry. Odsunął papierosa po czym przyłożył go do innego miejsca. Ponownie można było usłyszeć mój krzyk wołający o pomoc. W końcu wybuchnął śmiechem i skończył palić po czym zgasił blanta na mojej ręce i wyrzucił go przez okno. Puścił mnie i pozwolił mi wyjść. Płacząc i trzymając się za rany wybiegłam z pomieszczenia. Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zaczęłam się pakować. Musiałam stąd uciec. Nie mogłam tu zostać. Nie dałam rady.
-Nigdzie się nie wybierasz, rozumiesz ?! I tak nie masz dokąd.-zakpił, a ja zdałam sobie sprawę z tego że ma rację. Zaprzestałam składania ciuchów i załamana usiadłam na łóżku. Płakałam. Tak jak wtedy, kiedy dowiedziałam się o fałszywej śmierci chłopców. Może nawet gorzej. Ubrałam szybko bluzę i naciągnęłam rękaw na zranioną dłoń. Nadal piekło. Jak cholera. Wtuliłam twarz w pościel i zmęczona całą sytuacją i płaczem zasnęłam. Chciałam się obudzić ze świadomością, że to był tylko chory koszmar.

~~~~~~

Podoba się. ? Mam w ogóle dla kogo pisać jeszcze ? : )

3 komentarze:

  1. wspaniały rozdział, już nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, tak i tak DLA MNIE np. ;) kocham Cię boże nie wiem co powiedzieć proszę pisz do dalej i nie przestawaj jesteś cudowna ♥ ;*

    OdpowiedzUsuń