piątek, 6 września 2013

Rozdział piętnasty. [cz.2]

Kilka lat później.
~~~~~~
Spacerowałam alejkami na cmentarzu. Ponownie odwiedziłam chłopców. Usiadłam na kolanach przed nagrobkiem i położyłam na nim pięć czerwonych róż.
-Hej kochani.-przywitałam się z nimi, a na mojej twarzy pojawił się słaby uśmieszek.- Jak się czujecie.? Co u was słychać.?-zaczęłam drobnym pytaniem nie czekając na odpowiedź. Wiedziałam, że jej nie usłyszę.-U mnie niestety nie jest ciekawie. Lekarze mówią, że raczej nie uda mi się wyjść z depresji całkowicie, ale będę czuła się lepiej. Już tak jest.-westchnęłam cichutko.-Gabi nadal się do mnie nie odzywa. Myślę, że jest szczęśliwa. Bardzo bym tego pragnęła. Nie widziałam jej już 3 lata. Tęsknię za nią i to bardzo. Tak jak za wami.-szepnęłam i uśmiechnęłam się wyobrażając sobie, że oni tu są i słuchają mnie uważnie.-Dzisiaj było tylko dziesięć cięć. -oznajmiłam spokojnie zerkając na swój nadgarstek.- Finick powiedział, że ma dla mnie coś naprawdę niesamowitego. Złoty strzał. Słyszeliście o tym.?-powiedziałam podekscytowana.-Kochani mam nadzieję, że już za niedługo się spotkamy i już zawsze będziemy razem..-dodałam na koniec po czym wstałam i otrzepałam się z piasku. Ucałowałam opuszki swoich palców po czym przyłożyłam je do płyty nagrobkowej.-Kocham was. Trzymajcie się. Cześć.-rzuciłam na koniec i powoli ruszyłam w stronę bram cmentarza. Opuściłam dom chłopców i ruszyłam do swojego.

Siedziałam od dłuższej chwili w swoim ciepłym łóżeczku i czytałam książkę, którą dostałam na 10 urodziny od Nialla. Była ona o dziewczynce, która straciła braciszka w wypadku samochodowym. Później kiedy ona już jest dorosła odnajduje go. Jest szczęśliwa, kiedy okazuje się, że on żyje i to wszystko było jedną wielką pomyłką. Dałabym wszystko za to, aby być tym dzieckiem, abym znowu mogła przytulić brata i być szczęśliwą.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Powoli stanęłam na nogach i ruszyłam w stronę wejścia. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją w swoją stronę. Moim oczom ukazał się Finick cały w skowronkach.
-Mam.-oznajmił krótko, a ja z wielkim uśmiechem wpuściłam go do środka po czym zaprosiłam do salonu. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, a ja spojrzałam na bruneta wyczekująco.
-Igła. Strzykawka. Hera.-wymienił poszczególne przedmioty i położył je na stoliku między nami.
-Idealnie..-wyszeptałam, a moje oczy aż zaświeciły się ze szczęścia.-Jesteś wielki.-odparłam i uniosłam wzrok na chłopaka. Byłam mu dozgonnie wdzięczna.
-Luzik.. Dla Ciebie wszystko, Jasmine.-oznajmił i puścił mi perskie oczko po czym wstał.-Ja się będę zbierał. Powodzenia i do zobaczenia kiedyś. Może.-powiedział, przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. Wróciłam wzrokiem do przyrządów i chwyciłam je szybko. Szybkim ruchem spakowałam je do kieszeni dresów i wybiegłam z domu. Ruszyłam do przyjaciół, chciałam znaleźć się jak najbliżej ich.
Ukucnęłam przy nagrobku i wyciągnęłam przed siebie wszystkie potrzebne mi rzeczy. Dokładnie wszystko poskładałam i naładowałam sprzęt. Nie mogłam tracić czasu. Po prostu podwinęłam rękaw i z wielkim impetem wbiłam igłę w żyłę. Opróżniłam strzykawkę, ale nie zdążyłam jej wyciągnąć ze swojego ciała, bo przywitała mnie ciemność.

~~~~~~~

Wiem, że jesteście zaskoczone obrotem sytuacji, ale czytając dalej zobaczycie co tak naprawdę się wydarzyło. :) Dziękuję, że jesteście dziewczyny, kocham was <3

1 komentarz: